czwartek, 21 maja 2015

Rozdział trzeci

1.
   Kiedy pierwszy raz ją ujrzał płakała w deszczu. Samotnie spoglądała w górę, A łzy nieustannie spływały jej po policzkach niczym małe wrzące strumyki. O czym wtedy mogła myśleć?
   Wokół niej latało stado nietoperzy. Obserwujący ją zza drzewa chłopczyk chciał jej pomóc, ale nie zdołał się ruszyć. Patrzył z zachwytem jak obraz nietoperzy idealnie pasuje do jej smutnego, szarego oblicza. To był widok, którego nie można było zepsuć.
   Dziewczę wyciągnęło delikatnie bladą rękę i jeden z nietoperzy zawisł na niej. Jak to możliwe, że dziewczyna ma w sobie tyle gracji i piękna kiedy jest jeszcze małym dzieckiem?
  Majestatu dodawały jej czarne włosy, z których spływały zimne krople deszczu. Odbijały jej smutną, bladą twarz i zimne spojrzenie.
   W tej krainie nie ma nawet odrobiny światła. Ludzie tutaj mieszkający idealnie widzą w ciemnościach. Jednak, gdy podszedł do niej biały chłopiec można było zobaczyć jasny blask przecinający wszechobecny mrok. Oboje nadawali dziwny wygląd scenerii. Osobno wyglądali nijak, ale gdy się do siebie zbliżyli wszystko jaśniało. Przypominali coś czego chłopiec zza drzewa kompletnie nie znał. Wyglądali jak jasno świecący na niebie księżyc, którego tu, w tej mrocznej krainie nie było.
   Deszcz wokół nich tańczył jak oszalały, a nietoperze wzbiły się w górę tworząc nad nimi wielki okrąg. Biały chłopiec podał dziewczynce dłoń, zabierając ją stamtąd. Tam gdzie przed chwilą było tak oślepiająco jasno znów zapanowała ciemność. Chłopiec zza drzewa praz chwilę jeszcze stał jak zamrożony i przyglądał się temu miejscu. Upewnił się, że nic tam nie ma i pobiegł w stronę pałacu.
   Pierwsze spotkanie potrafi iskrzyć niczym diamenty, na które pada leniwie światło. Ale potrafi wzbudzać równie przeciwne emocje.
   W oczach chłopca zza drzewa odbijał się wyraźny obraz wysokiego mężczyzny. Na oko mógł mieć ze 30 lat, a może trochę mniej? Patrzył na niego z delikatną czułością, a czarna broda w jakiś magiczny sposób jeszcze bardziej dodawała mu uroku. Chłopiec uniósł wzrok troszkę wyżej i ujrzał lśniącą koronę z niebieskimi kamieniami. Wiadome było, że to władca, ale jaki? Ale skąd? Teraz mu się przypomniało, że tamta dziewczynka miała naszyjnik dokładnie z takim samym kamieniem.
  - Ten kolor kamieni... - zaczął nieśmiało chłopiec, ale nie odważył się skończyć, gdy zobaczył, że nadchodzi jego ojciec. Mężczyzna mimo to zrozumiał o jakie kamienie chodzi i w ogóle nie przejmował się obecnością jego opiekuna.
  - Kolor tych kamieni to indygo. Moja córka uwielbia ten kolor. Uważa, że idealnie komponuje się ze srebrem. - zaśmiał się po czym zaczął mówić do przybyłego mężczyzny. - Witaj hrabio, masz wspaniałego syna. Haha!
  - Dziękuję książę. Hmm, a gdzie twoja córka?
  - Pewnie gdzieś chodzi. Jest strasznie ciekawa świata. - Spojrzał w stronę chłopca. - Może jej poszukasz? Ostatnio widziałem ją przy wejściu.
   Chłopiec skinął głową i poszedł w kierunku bramy. Gdy tam doszedł jego oczom znów ukazała się ta dziewczyna. Spojrzeli na siebie. Chłód jej spojrzenia przenikał jego ciało.

  - Victorze...
  - Ach, księżniczka Arisa. Szybko się zjawiłaś. - Hrabia podszedł do niej i chwycił jej dłonie. - Tak dawno się nie widzieliśmy. Mogłaś napisać chociaż krótki list do mnie.
  - Ty także nie pisałeś. Czemu stoisz tu całkiem sam? I jak masz zamiar mi pomóc?
  - Wspominam stare czasy naszej młodości. Pamiętasz jak się poznaliśmy? To było takie ekscytujące. - Spojrzał na nią, jednak Arisa nie wykazywała szczególnych emocji. - Przynajmniej dla mnie. Nie martw się zaraz wszystko ci wyjaśnię. Nie ma pośpiechu. Chodź napijemy się twojej ulubionej herbaty.
   Ruszyli w stronę salonowej komnaty. Arisa rozglądała się dookoła podziwiając architekturę okazałego budynku. Mimo, że jako dziecko czasem tu bywała nigdy nie wchodziła do środka. Pamiętała, że zawsze z młodym hrabią bawili się na zewnątrz. Jego ojciec nie należał do osób o przyjemnej osobowości. Był Szorstki, często się złościł i nie było dnia bez jego chrypliwego wrzasku. Wszyscy się go obawiali. Nie przez czyny, a własnie przez osobowość.
   Młody hrabia przy każdym spotkaniu czekał przy bramie po czym oboje biegli do ogrodu, by podziwiać w nim kwiaty. Dla Arisy były bardzo wyjątkowe, gdyż rosły tylko w Krainie Cienia i miały lecznicze zastosowanie. Księżniczka zaśmiała się na to wspomnienie przyciągając dzięki temu uwagę hrabi. Spojrzał na nią pytająco.
  - Viktorze, czemu tym razem nie czekałeś na mnie przy bramie? Chłopiec z moich wspomnień zawsze to robił.
  - Nie jesteśmy już dziećmi... Już jesteśmy. Zapraszam do środka.
   Oboje weszli do komnaty. Służka szybko podała herbatę po czym odeszła pośpiesznym krokiem. Usiedli przy eleganckim stoliku, na którym prócz filiżanek, dzbanka i cukiernicy znajdowało się małe czarne pudełeczko. Arisa wpatrywała się w nie jak zahipnotyzowana. Domyślała się już po co ta cała sytuacja z listem. Zauważywszy jej reakcje hrabia wziął głęboki oddech.
  - Nie będę owijał w bawełnę i przejdę do konkretów. - Księżniczka przyglądała mu się uważnie oczekując wyjaśnień. - Nie ma co się oszukiwać i mydlić wszystkim oczy. Masz słabe wojska. Zawsze tak było. Twój zmarły ojciec doskonale o tym wiedział. Nawet śmiem przypuszczać, że niedługo wybuchnie wojna wewnętrzna w twojej krainie. Nie jedna osoba czyha na twoje życie. Potrzebna ci siła. Inne krainy raczej nie będą skore pomagać, skoro same chcą was zniszczyć. Pozostaje tylko cień. Ale żeby nie było za pięknie, nie robimy tego z dobroci serca. W końcu będziemy narażać dla was własne życia. Musimy otrzymać coś w zamian. Tak dla pewności, że nigdy nas nie zdradzicie.
  - Co masz na myśli?
   W pokoju atmosfera zrobiła się niezwykle napięta. Zapanowała grobowa cisza. Słychać było tylko irytujący dźwięk zegara i ich ciche oddechy. Nie wiedząc jak idealnie dobrać słowa, by nie wywołać wielkiej burzy, hrabia zaczął stukać palcem o stolik. Widać było coraz większe zniecierpliwienie Arisy. Już miała wstać, gdy w końcu odezwał się hrabia.


2.
   Tym czasem w Krainie Nowego Dnia Giortai, popijając białe wino, spoglądał na odbudowę głównej wioski. Przy jego boku w złotej zbroi stała Katty. Najodważniejszy i najzacieklejszy z wszystkich rycerzy. Dzięki swojej zwinności i sile, była głównym obrońca króla. Mimo tylu jej zalet, wszyscy wiedzieli, że to nie przez nie nią została. Duży wpływ na to miała jej uroda. Każdy w krainie i poza nią wiedział, że Giortai miał wielką słabość do kobiet.
  - Odbudowa długo zajmie. Miłosierny królu, czemu nie wysłałeś pełnej straży by zatrzymali tych kilku intruzów? Przecież doskonale wiedziałeś, że to się stanie.
  - Są pewne sprawy, o których nawet taka piękna kobieta jak ty nie powinna wiedzieć.
  - Ale przez twoją głupotę straciło życie wiele niewinnych osób!
  - Dość! Za dużo sobie pozwalasz. Jeśli nie chcesz mieć straconej głowy to lepiej zamilcz. Jesteś tylko głupią kobietą! Odejdź, chcę zostać sam.
   Król być może współczuł tym ludziom, ale teraz liczyło się, by jak najszybciej pokonać i przejąć krainie nocy. Chciał za wszelką cenę obalić władcę. Mimo, że zawsze tam panuje noc, to na tych ziemiach jest wiele cennych klejnotów, srebro i inne dobrodziejstwa natury. Przez to kraina jest bogata, ale słabo zbrojona. Łatwo można pokonać nocną straż. Jedyny problem stanowi Abbason i powód wojny. Nie można przecież wywołać jej od tak. Właśnie dlatego król woli sprowokować księżniczkę by to ona rozpoczęła ten cały absurd. Dla Giortaia i reszty władców nie byłoby za dobrze gdyby połączyła siły z hrabią. Jego rycerze są wyszkoleni do perfekcji. Jego ojciec bardzo dbał o to, by byli idealni.
   To co działo się w cieniu nigdy nie wychodziło na światło dzienne. Nie dało się odgadnąć, co przez te wszystkie pokolenia planował każdy hrabia. Może chcieli zawładnąć wszystkimi krainami. A może  po prostu pragnęli z wszystkich zakpić.
  - Sam osobiście pozbawiłem jednego hrabi głowy, to i drugi nie powinien stanowić problemu. Nie ważne czy zginie sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy ludzi. Liczy się tylko przejęcie tej cholernej krainy, która już dawno nie powinna istnieć!
   W tym momencie do sali tronowej weszła niska służąca o krótkich blond włosach. Podeszła do króla i delikatnie się pokłoniła.
  - Panie...
  - Co się stało Rinette?
  - Do jego wielkiej mości przyszedł gość. Twierdzi, iż była zapowiedziana. Przyprowadzić?
  - Ah, tak, tak. Jak najprędzej się da. Przynieś również herbaty. Tylko zaparz tę z niebieskiej róży. Ta osoba ma bardzo wybredny gust.
   Rinette zrobiła dokładnie tak jak chciał jej władca. Przyprowadziła to sali tronowej wysoką smukłą kobietę o lodowatym spojrzeniu i surowym wyrazie twarzy. Przez całą drogę nie schodził z niej grymas niechęci, gniewu i nienawiści do wszystkiego. Miała splecione w skomplikowaną fryzurę siwiejące już włosy oraz ciemnozieloną prawie, że czarną suknię. Rinette odsunęła krzesło najciszej jak tylko potrafiła, by kobieta mogła usiąść, skłoniła się w pas i odeszła zaparzyć herbatę zgodnie z wolą swojego władcy.
  - Witaj księżno Månenotte. Rad jestem, że przybyłaś do mojej krainy. Nie przeszkadza ci słońce. Masz taką bladą cerę. Nie chciałbym być dostała poparzeń.
  - Nie martw się o to. W nocy nic nie widać...